czwartek, 19 września 2013

Rozdział 2 "Life is unfair"

"Pojmujesz, że ją kochasz, kiedy pozwalasz jej odejść."

Kiedy Harry w końcu opuścił nasze mieszkanie szybko poszłam do pokoju i nawet nie zdążyłam się przebrać ani wykąpać bo jak rzuciłam się na łóżko tak (prawdopodobnie) jeszcze w locie zanęłam. Trudno, zdarza się. Otworzyłam oczy i przeciągnęłam się, w końcu od... ohh.. od bardzo dawna się wyspałam.
Jak miło.
Chciałam się podnieść, ale nie wyszło mi i wylądowałam z hukiem na podłodze. Ał, bolało. Ale nie ważne, podniosłam się szybko. Chwyciłam telefon, który wibrował na podłodze jakby go piorun walnął. Odblokowałam go i weszłam w nową wiadomość. *
Uśmiechnęłam się pod nosem, ale po chwili mina mi zżedła, kiedy uświadomiłam sobie, że przez ten czas będę musiała użerać się z Harrym. Pacnęłam się w czoło i rzuciłam telefon na łóżko uprzednio sprawdzając godzinę, dziewiąta wieczorem, no porządnie się wyspałam, trzeba przyznać, zaśmiałam się cicho i zeszłam na dół. We wszystkich pokojach panowała ciemność, w końcu już wieczór. Weszłam do kuchni i wzięłam z lodówki sok pomarańczowy po czym wspięłam się z powrotem do mojego pokoju, zamknęłam cicho drzwi zastanawiając się co tak właściwie robi Jennis. 
Pewnie śpi.

Wyciągnęłam spod łóżka moją torbę sportową, którą kupił mi Harry kiedy przez około pół roku miałam okropną fazę na koszykówkę i wszystkie wolne chwile spędzałam na boisku. Ale przestałam grać. Zaczęłam do środka pakować rzeczy które tu miałam, nie wiem na ile Reed dał mi wolne i tym bardziej nie wiem ile będę znów skazana na Harrego. Większość ciuchów mam... umm... jakby to nazwać... 
w domu...? w moim nowym domu...? no, już nie takim nowym...
Tutaj, z Jennis tylko mieszkam kiedy pracuję dla Reed'a. Mój dom jest... umm... tak na prawdę mieszkam z Harrym. Oh, skompikowane to trochę.
Kiedy już skończyłam usiadłam na moim szerokim parapecie i siedziałam tak długo patrząc przez okno. 
- Co podziwiasz? - usłyszałam znajomy głos za plecami. 
- Życie, ludzi, czas, który płynie tak nieubłagalnie szybko. - odpowiedziałam kręcąc głową z niedowierzaniem. Spojrzałam na swojego rozmówcę i smutno się uśmiechnęłam. - Nie było cię. 
- Interesy, Cloe. Przecież wiesz. - odpowiedział patrząc na jakiś punkt za oknem.
- Mogłeś powiedzieć, Zayn. To takie niesprawiedliwe. 
- Życie jest niesprawiedliwe, Cloe, i ty powinnaś wiedzieć o tym najlepiej. - powiedział patrząc na mnie z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Podszedł kilka kroków bliżej jednak nadal zachowując dystans między nami, pochylił się lekko. - Spójrz. - wskazał palcem coś za oknem, podążyłam wzrokiem za jego palcem. Wskazywał w budynek oddalony o jakieś pięćset metrów od tego w którym aktualnie się znajdowaliśmy. W tym wierzowcu było jakieś bióro czy coś tym podobnego i pracowało tam kilka tysięcy osób. Z kilknastu okien wydobywały się ciemne smugi dymu przebijające raz za razem płomienie. - Ten budynek cały płonie. Jest tam kilka tysięcy ludzi, którzy nic nikomu nie zrobili, żyli sobie spokojnie, pracowali, mieli rodziny, teraz są tam uwięzieni i skazani na śmierć. Bo spójrz, jaka jest szansa, że chociażby połowa z nich przeżyje. Straż tylko stoi i patrzy, dlaczego? Bo nie mogą zrobić nic. I to jest niesprawiedliwe. Spójrz tam. - kontynuował wskazując kilka dzieciaków w starych, poobdzieranych ciuchach siedzących na schodach przed supermarketem. - Rodzicie wyrzucili ich z domu, bo zwyczajnie im przeszkadzali. Teraz zostali sami. Muszą jakoś sobie radzić, a patrząc tak na nich, to żaden nie wygląda na chociażby głupie 16 lat, to dzieci. Niektórzy ludzie przechodzą koło nich obojętnie, inny wrzucą jakieś drobniaki, żeby nie mieć wyrzutów sumienia, a tak na prawdę nikt nawet nie stara się im pomóc. I to jest niesprawiedliwe. Życie jest niesprawiedliwe, Lo** i nikt nic na to nie poradzi. Po prostu. - chłopak skończył mówić, a ja nadal siedziałam tam wgapiając się w to wszystko. Miał rację, to życie jest nie sprawiedliwe. Odwróciłam się żeby spojrzeć w jego piękne, kryjące tak wiele tajemnic, brązowe oczy, ale jego już tam nie było. 
Odszedł. Znów.
Wstałam z parapetu i poszłam do pokoju Jennis, ale nie było jej tam, wyciągnełam jakąś kartkę z szuflady w biórku i długopis i napisałam jej krótkie wyjaśnienie. Zabrałam z pokoju moją torbę i telefon i zeszłam na dół, ubrałam moje ukochane martensy w kwiatki i wyszłam z domu zamykając go na klucz. 
Wsiadłam do mojej Mazdy cx 5, w którą sama zainwestowałam i Harry nie mógł mi jej kupić co mnie strasznie ucieszyło. Pół roku urabiałam go żeby mi pozwolił. Całe pół roku! I w końcu mi się udało. Rzuciłam torbę na tylne siedzenie i odpaliłam auto. Teraz kiedy przemierzałam ulice o 24 one nadal były zatłoczone, zakorkowane i cokolwiek jeszcze innego może wywoływać spowolniony ruch na ulicach. To były uroki Nowego Jorku, to miasto budzi się do życia właśnie wieczorem lub w środku nocy, chociaż w dzień także jest tu tłok to jednak noc przeważa wszystko. Stojąc na czerwonym świetle obserwowałam ludzi, każdy szedł wolnym krokiem w swoim kierunku, nikt się nigdzie nie spieszył, nikt się niczym nie przejmował. Nie to co za dnia. Teraz wszyscy żyli bezstrosko, w dzień byli zapiegani, zestresowani, rozdrażnieni i okropnie wredni. Teraz bił od nich spokój. Po około 20 minutach udało mi się dojechać do domu Harrego... i mojego. Na nogach szybciej bym tu przyszła. Wzięłam moją torbę i wysiadłam z auta zamykając je. W salonie świeciło się światło, czyli Harry nie spał. Weszłam do środka i zaświeciłam światło w przed pokoju zdejmując buty. Przeszłam do salonu i położyłam torbę na podłodzę przyglądając się przez chwilę Harremu, który prawie spał na kanapie "oglądając mecz w telewizji". Rozejrzałam się dookoła, robię to chyba za każdym razem kiedy tu jestem. W całym domu dominują kolory takie jak beż, brąz, biel, czerń, czasami są także domieszki koloru kremowego i szarawego. Lubiłam ten dom, było tu tak strasznie przytulnie i ... klimatycznie? 




- Cześć Cloe. - z zamyślenia wyrwał mnie zaspany głos Harrego, który właśnie przeciągał się na kanapie. - Co tu robisz? 
- Reed dał mi wolne, więc jestem. - wzruszyłam ramionami. 
- A tak, wspominał coś. Znaczy, no umm... pisał. - mruknął poprawiając pozycję na bardziej wygodniejszą i wlepił wzrok w ekran telewizora. Odwróciłam się na pięcie, wzięłam moją torbę i podreptałam na górę, pierwsze piętro trochę różniło się od parteru, ale kolory były praktycznie takie same. Na dole znajdował się tylko salon, kuchnia, łazienka i przedpokój, na tym piętrze były trzy sypialnie, do każdej była przyłączona łązienka, kolejny, salon z bardzo dobrze wyposarzoną mini bibliteczką (ja wybierałam książki).



Właściwie to nie wiem dla czego w tym domu jest tyle sypialni, może to fakt, że Harry kocha spać, a może po prostu dlatego, że taką miał wtedy zachciankę, a co Harry powie to Harry dostaje i od tej mini reguły nie ma wyjątków. Pierwsze dwie sypialnie na zdjęciach to były tak zwane "pokoje gościnne", w których przeważnie nocowali nasi znajomni, którym się zwyczajnie nie chciało wracać do domu, ostatnii pokój był nasz, nasze małe królestwo. Tylko tu potrafiłam czuć się w miarę swobodnie na początku naszej znajomości. To wszystko mnie tak cholernie onieśmielało. Do pokoju dołączona była cudowna łazienka, którą wręcz uwielbiałam. 
Było jeszcze jedno piętro, ale szczerze mówiąc to nigdy, od kąd tu mieszkam jeszcze nigdy tam nie byłam. Harry mi zabronił tam wchodzić, a poza tym to jakoś mało mnie interesowało co tam jest. Jest jeszcze piwnica, w której są trzy duże pomieszczenia przeznaczone typowo na imprezy, średniej wielkości sala kinowa i basen. Wiem, że jest to w chuj przesadzone, ale szczerze mówiąc to ja nie miałam żadnego wpływu na wybór czegokolwiek w tym domu. A skad Harry miał tyle pieniędzy to... nie, z resztą, wiem skąd miał tyle kasy, ale co go natchnęło do aż takiego "rozpustu"... tego nie wiem i prawdopodobnie nigdy się nie dowiem. Pomyślcie, kiedy ktoś kiedy wejdziecie do tego domu powie wam "Czuj się jak u siebie w domu. W końcu to właśnie twój nowy dom."
W chuj onieślmielające, prawda?
Właśnie te słowa padły z ust Harrego kiedy pierwszy raz tutaj weszłam. Podeszłam do szafy w pokoju i rozpakowałam moją torbę układając rzeczy starannie na półkach. Nigdy nie byłam bałaganiarzem, lubię spokój, ciszę, harmonię, przytulanie, chwile z dobrą książką, porządek, herbatę. Jestem ogromną tradycjonalistką. Ale szczerze mówiąc, wręcz kocham być chamską suką. Nowa natura. No cóż, bywa. 

"Niebiosa płaczą
Przyglądam się
Łapiąc łzy w swoje ręce
Tylko cisza jako zakończenie,
Jakbyśmy nigdy nie mieli szansy
Czy musisz sprawiać, że czuję jakby
Nic ze mnie nie zostało?"
***

*nie zwracajcie uwagi na godzinę na zrzucie ekranu telefonu na potrzeby sms, nie chce mi się z tym bawić, więc cały czas będzie ta sama
**Lo, od Cloe, taki skrót, zdrobnienie, przezwisko, jak kto woli

Cześć, mam nadzieję, że Was zbyt bardzo nie zanudziłam, ale to dopiero początki, zacznie się rozkręcać dopiero w trzecim/czwartym rozdziale. 
Aha, no i, czy byłby ktoś chętny, bo zastanawiam się nad założeniem kont bohaterów tego ff na twitterze, jeśli ktoś jest chętny niech napisze w komętarzu lub piszcie do mnie na tt @Claudiaaaa_1D 
Do następnego c;

czwartek, 15 sierpnia 2013

Rozdział 1 "Go away."

"Tęsknisz za słońcem tylko wtedy, kiedy zaczyna padać śnieg." 

- Mógłbym Cię przepraszać do końca świata i kilka dni dłużej, ale co to zmieni? - wyszeptał opierając się o ścianę domu. Ona siedziała na nagrzanym słońcem piasku, wiatr rozwiewał jej jeszcze nie tak dawno idealnie ułożone włosy.
- Odejdź.
- Wybacz. - ostatni raz spojrzał w jej stronę.
Nie chciała go znać.
-2 lata później-
- Jennis! - głośny krzyk ciemnowłosej rozniósł się po całym pomieszczeniu wywołując ciarki u zapłakanej blondynki siedzącej w kącie. 
- C-co zamierzacie ze mną zrobić? - załkała blondynka podnosząc wzrok na dwie dziewczyny stojące w progu kuchni.
- Zamknij się i naucz się szacunku. Nie wchodzi się komuś w słowo. - warknęła brunetka nawet się nie odwracając.
***
- Drew dzwonił i mówił, że Reed chce jeszcze trzy blondynki do jutra. - odezwała się wyższa dziewczyna patrząc w stronę swojej przyjaciółki. 
- Oh słodki Jezu. Mam już dość blondynek do końca życia. - jęknęła brunetka, na co druga zgromiła ją wzrokiem. 
- Uhm, Cloe, nadal tutaj jestem. - powiedziała oburzona blondynka. 
- Wiesz, że nie to miałam na myśli, Jennis. Znaczy nie to, że ty tylko, o Boże, nie spałam od wtorku, a dziś jest... sobota, cudnie.
- Potrzebujemy urlopu. 
- Obowiązkowo. 
Jennis wciągała na siebie jasne dżinsy, kiedy Cloe zadzwonił telefon. 
- Bro. - rzuciła znudzona zakładając swoją ulubioną skórzaną kurtkę. 
- Który klub. - odezwał się znajomy głos po drugiej stronie. Cloe rzuciła Jennis pytające spojrzenie.
- 21. - odpowiedziała rozłączając się. 
***
-Nienawidzę klubów, w których grają to pieprzone techno. Nie rozumiem jak ktoś może tego słuchać. - jęknęła Cloe opadając na miękką kanapę. Jennis zaśmiała się głośno zamykając drzwi prowadzące do piwnicy na klucz. 
- Dobrze, że Dean miał numer to tej głupiej suki, bo inaczej byłoby po nas. - odezwała się Jenn zajmując miejsce na kanapie. 
- Inwazja pasztetów w 21. - przytaknęła Cloe ze śmiechem. 
Głośny dźwięk dzwonka do drzwi zagłuszył idealną ciszę panującą w pokoju. Jennis podeszła cicho do drzwi chwytając nóż zaczepiony o ciemne zasłony na prawo od wejścia. Chwyciła mocno "narzędzie zbrodni" jak to mówią i uchyliła drzwi chowając się za nimi. Do pomieszczenia wtargnęła wysoka postać, na co Jennis przycisnęła ramię do szyi mężczyzny przejeżdżając po niej lekko nożem. 
- Woah, spokojnie słońce. Nie chcę cię zabić. - głęboki głos rozbrzmiał po pomieszczeniu pomimo, że mężczyzna mówił szeptem. 
- Dlaczego niby mamy ci wierzyć? - warknęła Cloe pojawiając się na przeciwko niego niemal z nikąd. 
- Witaj, kochanie. - wysoki chłopak zaśmiał się cicho unosząc ręce w poddańczym geście. Jego ciężki oddech był wyraźnie słyszalny kiedy Jennis zacieśniła uścisk jeszcze bardziej. Jasne światło podkreślało młodzieńczą twarz chłopaka i odbijało się w jego głębokich tęczówkach. Kilka niesfornych loków wypadało spod jego założonej tył na przód czapki z daszkiem. Ubrany był w ciemną koszulkę z długimi rękawami, dokładnie opinającą wszystkie jego mięśnie i dżinsy z obniżonym krokiem.
- To zdecydowanie nie twój styl, Harry. - odezwała się Cloe zanim zdążyła ugryźć się w język. - Znaczy z tymi spodniami.
Chłopak zgromił ją wzrokiem, po czym w jego oczach błysnęła iskierka rozbawienia, która jak szybko się pojawiła tak szybko zniknęła.
- Reed mnie przysyła. - warknął chłopak tracąc już powoli cierpliwość.
Jennis puściła Harrego chowając nóż do kieszeni spodni i udając się po schodach na górę. Cloe spojrzała na chłopaka wyczekująco strzelając paznokciem.
- Przestań, Cloe. - mruknął zielonooki robiąc krok w stronę dziewczyny.
- Przejdź do rzeczy, nie spałam od wtorku i ostatnie czego chcę to słuchać ciebie. - jęknęła dziewczyna.
Harry uśmiechnął się próbując powstrzymać chichot. Nie mógł pojąć jak ktoś tak niewinny może być tak niebezpieczny.
- Nienawidzę cię Harry, tak szczerze. - mruknęła Cloe przecierając oczy. - Ale twoje usta wyglądają tak cholernie dobrze w tym świetle.
- Wiedziałem, że prędzej czy później do mnie wrócisz, skarbie. - zaśmiał się przyciskając brązowooką do siebie i spoglądając z góry prosto w jej zaspane oczy.
- Potrafisz rozśmieszyć człowieka, Harold. - zakpiła Cloe odsuwając się się od niego. Chłopak wzruszył ramionami i rozejrzał się dookoła
- Gdzie. - powiedział zatrzymując wzrok na zegarze, który wskazywał kilka minut po czwartej nad ranem.
- Piwnica. - mruknęła dziewczyna ziewając.
- Macie wszystkie?
- Cztery blondi.
- Ładne?
- Dean twierdzi, że ładne.
- Kolor oczu.
- Jedna brązowe, reszta niebieskie.
- Chude?
- Żadna nie przekracza 50kg.
- Wiek.
- Dwie szesnastki, siedemnastka i osiemnastka.
- Pochodzenie.
- Jedna jest z Kuby, jedna z Londynu, dwie z LA.
- Znają się?
- Nie.
- Włosy długie?
- Yeah.
- Idealnie.
- Skończyłeś? - dziewczyna przeciągnęła się marząc o tym by iść już spać.
- Żegnaj, piękna. - rzucił wychodząc. 

wtorek, 23 lipca 2013

Prolog

"Cóż, potrzebujesz światła tylko wtedy, kiedy robi się ciemno."

Wysoka brunetka stała wyprostowana trzymając pistolet wymierzony w skroń blondwłosego chłopaka. Mógł mieć najwyżej szesnaście lat. Trzęsącą się dłoń uniósł do góry próbując powstrzymać dziewczynę przed zabiciem go.
- Oddam te pieniądze. - wyszeptał modląc się, aby dała mu chociaż dwa dni.
- Wiesz co, Horan. Twój pieprzony braciszek wplątał cię w to gówno, a sam uciekł, jak ten tchórz. Współczułabym ci gdybym miała jeszcze jakieś emocje. - zakpiła przyciskając broń mocniej do jego głowy. Chłopak zmrużył oczy oczekując strzału, jednak nic takiego się nie stało.
- Masz 24 godziny, ale ani sekundy więcej. -warknęła brunetka. - I robię to dlatego, że wiem co cię spotkało. - wyszeptała do jego ucha, po czym schowała pistolet i zaczęła się oddalać. - 24! - zawołała.
Blondyn opadł na ziemię próbując wyrównać swój przyspieszony oddech. Był tylko niewinnym chłopakiem, który został w to wszystko wrobiony. Przez własnego brata. I nie mógł z tym nic zrobić. Mało wiedział o tym wszystkim co właśnie działo się dookoła niego, poza tym, że jego brat wplątał się w nielegalne interesy i uciekł. To wydawało się takie nierealne.